piątek, 16 maja 2014

57. UWAGA! KONKURS! NUK First Choice - weź udział w wielkim testowaniu butelek.

Mam dla was niespodziankę! Otóż mam do rozdania 2 butelki firmy NUK kierowane do dzieci od 0-6 m. Co należy zrobić?

  • Polubić fanpage firmy NUK tutaj
  • Dodać mojego bloga do obserwowanych
  • Zwycięskie mamy zobowiązane są do zarejestrowania przez formularz zgłoszeniowy dla osób biorących udział w testowaniu na stronie http://www.promocjedlamam.pl/ oraz umieszczeniu na blogu rzetelnej opinii z testów butelki NUK First Choice na swoim blogu.
Jakie jest zadanie konkursowe? Wystarczy odpowiedzieć na jedno pytanie:

Dlaczego to właśnie Twoje dziecko powinno wygrać buteleczkę NUK?

Na odpowiedzi czekam do dnia 18 maja do godziny 23.59. W komentarzu zamieszczamy: odpowiedź na pytanie konkursowe, swoje imię, adres bloga oraz adres e-mail.  Wyniki zostaną podane już następnego dnia.

poniedziałek, 12 maja 2014

sobota, 26 kwietnia 2014

54. Decyzja.

Podjęłam decyzję. 
Rozwodzę się.

wtorek, 15 kwietnia 2014

53. 15 kwietnia 2014 r.



Dzień dobry wszystkim, a raczej dobry wieczór! Dziś mija 3 tygodnie odkąd przyszłam na świat. Mama mówi, że specjalnie nic nie pisała wcześniej bo na 15 kwietnia przypadał by termin porodu. Dlatego mama mówi, że pośpieszyłam się, bo przyszłam na świat 3 tygodnie wcześniej jako zdrowa dziewczynka.

Na imię mam Julia "Kulka" Anastazja. Babcia się śmieje z tej Anastazji i mówi, że to za karę. Ale wygląda na to, że dziś mam imieniny, ponieważ w kalendarzu dziś jest Anastazji.

Mama mówi, że z dnia nadzień bardziej ją zadziwiam. Dziś np. złapałam się za paluszki u stopy.  Innym razem złączyłam swoje rączki, oraz obrzygałam mamusie. Mama się bardzo śmiała. Lubię też robić mamie "pieluchowe" niespodzianki. I jak mama ułoży mnie w pozycji "na żabę" i zacznie masować po pleckach to podnoszę główkę.

Mamusia mnie bardzo kocha i mówi, że jestem jej Cytrynką, mówi jeszcze, że jak byłyśmy w szpitalu to zabrali mnie na solarium, bo byłam żółta - jak cytrynka. Mama również mówi, że niedługo postara się napisać więcej.

Pozdrawiam was.

wtorek, 1 kwietnia 2014

52. Moja wspomnienia z 25 marca.

Od 30 marca jesteśmy już z Julką w domciu. Pierwsze dni w domku minęły nam na poznawaniu się i klimatyzowaniu w nowym miejscu. Jak na razie nie mamy żadnych problemów, no można poza tymi małymi z karmieniem, ale z nimi też sobie jakoś radzimy.

No, ale zacznijmy od początku jak to wszystko wyglądało. Początek już znacie z poprzedniego postu więc ja tylko opiszę w skrócie już tak na trzeźwo i bez żadnych bóli.

25 marca obudziłam się z dość dziwnym przeczuciem i z ciągle towarzyszącymi bólami podbrzusza, kręgosłupa jak i samego krzyża. Źle się czułam, narzekałam, a i nawet płakałam. Zrobiłam sobie letnią kąpiel - bóle nie minęły. Zadzwoniłam do mamy, potem do koleżanki - zaczęłam się pakować. Kilka minut po godzinie 16 poszłam do toalety i... płacz, krew i krzyk. Dosłownie... Jak usiadłam na toaletę by się załatwić poczułam, że coś wylatuje, na początku myślałam, że to czop dlatego nawet nie spojrzałam, ale za chwilę coś mnie tknęło i zobaczyłam, że sikam krwią. A, że już wcześniej jedną ciąże straciłam (w podobny zresztą sposób) to wpadłam w histerie. Płakałam i krzyczałam na przemian. Mama też nie wiedziała w co ma ręce włożyć czy mnie uspokajać, czy dzwonić po karetkę, czy dzwonić do doktora. Okey, w końcu pierwsza myśl jaka jej przyszła do głowy to zadzwonić do koleżanki, która miała mnie wieść na  na porodówkę. Gdy się uspokoiłam zadzwoniłam do taty, że chyba rodzę i, żeby zwalniał się z pracy bo przecież miał być przy mnie przez cały ten czas. Pojechaliśmy: Beata, Adam, Mama i Tata oraz ja. Do szpitala dotarliśmy spokojnie, o 17:50 zostałam przyjęta i od razu na fotel do badania, a tam co? Badania nie ma bo jak ze mnie zaczęło lecieć to aż położne się przeraziły i od razu po doktora zadzwoniły. Ten tylko spojrzał i od razu powiedział Przygotowywujemy do cięcia. Cięcia? Ale jakiego cięcia? W głowie mi się zakręciła na tym fotelu, a tu już jedna babka mnie goli (sama niestety nie dałam rady), druga babeczka przeprowadza ze mną wywiad, trzecia babeczka wkłuwa się we mnie welflonem i podaje jakieś zastrzyki no masakra po prostu. Od teraz nie mogłam nic sama zrobić, nawet stanąć o własnych nogach. Pielęgniarki mnie rozebrały, pomogły przejść na łóżko i pojechaliśmy. Przez ten cały czas myślałam o rodzicach, którzy czekali na jakieś informacje. Jak wjechaliśmy już na sale ktoś tam wbił mi się w kręgosłup, zostałam przykryta matą jakąś bym nie widziała brzucha, a moje jedynie zadanie było poinformowanie jak zacznę czuć, że trudniej oddycham. Czułam jakieś szarpania itp. aż w końcu to usłyszałam. Cichutki pisk i kwilenie - poinformowano mnie, że córcia żyje i jest zdrowa. O 18:08 urodziłam. Gdy mi ją pokazali zaczęłam mieć problemy z oddychaniem, podali mi jakiś zastrzyk i zamknęłam oczy, po czym odpłynęłam.


A oto moje córcia: Julia Anastazja i jej piękny uśmiech jaki posłała dziadkowi.



Za parę dni, albo gdy po prostu znajdę czas opiszę wam nasze pierwsze dni w domku, bo zostałyśmy wypisane w niedzielę, 30 marca.

sobota, 29 marca 2014

51. Jestem mamą!

Zostałam mamą dnia 25 marca 2014 roku.

Córcia urodziła się o godzinie 18:08 z wagą 3030 i rozmiarem 54 cm.
Na dniach postaram napisać się więcej.



wtorek, 25 marca 2014

50. Czy to właśnie wybija godzina 0? Czy to już?

Rano obudziłam się z lekkimi bólami podbrzusza. Poszłam zjeść sobie śniadanko i dalej poszłam spać. Nie czuję się dziś najlepiej bo dopadło mnie jeszcze przeziębienie. Około 12.30 obudziła mnie sąsiadka i od tej pory już nie mogłam się skupić na niczym. Podbrzusze dalej bolało i do tego doszły bóle kręgosłupa. Pomyślałam sobie, że tak to już jest i poszłam poleżeć chwilę w wannie by chodź ten kręgosłup mniej bolał. Myślicie, że coś pomogło? Nic. Po ok. 2 godzinach wyszłam z wanny i zadzwoniłam do koleżanki, która będzie wiozła mnie na porodówkę gdy zacznę rodzić, kazała mi się spakować i czekać.

Sama nie wiem czy zaczęłam już rodzić, ale od rana mam jakieś takie dziwne przeczucie, że to już, że to już dziś. Bóle nie mijają. Jestem ciekawa jak będzie dalej. Na razie boli mnie podbrzusze i kręgosłup wraz z krzyżem. Te bóle podbrzusza przypominają mi bólami jakbym miała zaraz dostać okresu. Niby są lekkie ale dają w kość. Chaotycznie piszę, ale mam nadzieję, że zrozumiecie o co mi chodzi.

A teraz wybaczcie, idę się pakować. Jakby się coś zmieniło postaram się napisać.

niedziela, 23 marca 2014

49. Dziś zdjęciowo.

Tak jak pisałam o 4 nad ranem w poprzednim poście ostatnimi dniami uzbierało mi się parę zdjęć, bo aparat ciągle miałam w rękach dlatego dzisiejsza notka będzie troszkę inna niż zwykle bo będą same zdjęcia. Dlatego zapraszam do oglądania i wyrażania swojej opinie.

















48. Coraz bliżej, coraz niżej, coraz boleśniej.

To już 37 tydzień (w poniedziałek). 37 tygodni ciąży za nami. W ciągu tych tygodni, które zleciały szybko - za szybko, było wiele wzlotów, upadków, wątpiwości, ale też wielkiej radości. Coraz częściej spędzam czas leżąc, bo chodzenie (a tym bardziej wchodzenie po schodach) sprawia mi trudność. Julia doskonale zaznajomiła się już z moimi żebrami oraz pęcherzem i jak czasem kopnie to dosłownie zginam się w pół. Nasza ostatnia noc była... bardzo bolesna. Gdyby była możliwość wymiany kręgosłupa z chęcią bym to zrobiła, bo był taki moment, gdy chciałam iść do toalety, a tu podnieść się nawet nie mogłam.

No, ale tak w ogóle jakie jeszcze objawy towarzyszyły mi przez te 37 tygodni?

Na samym początku, a nawet i do połowy drugiego trymestru nieodłącznym elementem ciąży były bóle podbrzusza. Raz lżejsze, raz mocniejsze, inne były dłuższe inne krótsze. A, że nie brzuch bolał od zawsze nie przejmowałam się tym za nadto mimo to skosultowałam te moje bóle z lekarzem prowadzącym, ponieważ to moja druga ciąża i nie chciałam również jej stracić. Wszystko było w normie.

Zmiany smaku. To chyba dla mnie najprzyjemniejszy objaw ciąży. Zaczęłam jeść rzeczy, których dawno nie jadłam i dawno o nich zapomniałam. Największą ochotę do tej pory mam na czekoladę - mleczną. Chodź i makarony zaczęłam znów jadać. Ostatnio zrobiłam nawet swoją ulubioną sałatkę z zupek chińskich (od samego początku ciąży jej nie jadłam), po dwóch dniach opędzlowałam całą wielgachną miskę.

Humory i humorki, które towarzyszą mi aż to teraz. Przybrały one na sile czy to radość czy smutek uderza we mnie z podwójną siłą.

Zgaga! o zgrozo. Poznałam co to jest prawdziwa zgaga i nie zazdroszczę żadnej osobie, która ją ma. Okropne uczucie.

To te dla mnie najważniejsze. Ok. 27 tygodnia pojawił się pierwszy skurcz, przepowiadający. Później żadnych skurczy nie miałam, aż do 35 tygodnia. Nie ma dnia gdybym chodź jednego skurczu nie miała. Są na razie mało wyczuwalne, prawie, że w ogóle, ale to już dla mnie znak! Godzina zero zbliża się nieubłaganie. Brzuch z dnia na dzień coraz niżej, a ja się ciągle dziwie, bo myślałam, że niżej to on już zejść nie może. Bóle kręgosłupa się też pojawiły - towarzyszą nam już tydzień. Julka ma już bardzo mało miejsca i czasem jej kopniaki (chodź tak miłe) doprowadzają do płaczu bo są bardzo bolesne. Ale dla niej zniosę wszystko.

W ciągu tych dwóch ostatnich tygodni zbawienna okazała się kąpiel w ciepłej (lecz nie gorącej!) wodzie. Są dni gdzie leżę i relaksuje się po 2-3 razy dziennie, bo kopniaki czy bóle kręgosłupa tak mi dają popalić, że nie mogę nic zrobić.

Z dnia na dzień (aż do chwili porodu) będzie coraz boleśniej, brzuch będzie coraz niżej... Wiem, że to może być już w każdej chwili - nawet za dwa dni. Ale zobaczymy jak to będzie. U każdej kobiety i ciąża i poród przebiega inaczej, bo i my jesteśmy inne...

O kurczę! Ale ja się rozpisałam, a to spać trzeba iść. No nic moje kochane dziewczynki oraz panowie jeśli i tacy się znajdą co przeczytają, ja się kładę już spać bo to 4 w nocy, a rano z tatą idę na spacer. Postaram się na dniach wstawić jakieś zdjęcia, bo trochę się ich już uzbierało.

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do komentowania. A na koniec jeszcze pytanie: Jak wy radzicie sobie z bólami, które towarzyszą ciąży oraz ze zmęczeniem?

czwartek, 20 marca 2014

47. I co dalej?

Im bliżej wyznaczonego terminu porodu tym bardziej ogarnia mnie wszechobecny dół. Mam ochotę wczołgać się głęboko pod kołdrę, przytulić się do misia i ryczeć, ryczeć i ryczeć. Ale wiem, że nie mogę, że muszę być silna dla Julki i, że ona odczuwa każdą zmianę w moim humorze. I dziś tak by się stało, ten dzień przelał czarę, a łzy same cisnęły się do oczu. Gdyby nie mama i jej ciągłe pytania o Kulkę, o kącik dla niej itp. rozpłakała bym się pewnie na dobre. Czuję się chujowo i to bardzo. Przepraszam za wyrażenie, ale nie czuję się nawet źle tylko jeszcze gorzej - a to wszystko sprawka męża idioty. Żałuję tak szybkiego ślubu, przez niego mam teraz tylko pod górkę w urzędach i prawie nic nie mogę załatwić. Mąż olał nas chyba zupełnie: na poród nie przyjedzie, na święta być może nie przyjedzie, pieniędzy nie wyśle - bo nie ma. Co to za facet, który siedząc za granicą na dupie nie interesuje się rodziną, którą założył? Kładę się spać, bo zaraz znów się poryczę, a że ostatnio nie śpię za dobrze trzeba korzystać z każdej wolnej chwili, ale znając mnie to i tak pewnie obudzę się za 3 godziny i już do rana nie zasnę. Dobranoc.

sobota, 15 marca 2014

46. Chwila odpoczynku.

Mój kręgosłup wysiada. Dzisiejszy dzień polegał na lataniu po mieście i dopinaniu ostatnich spraw do końca, chodź udało mi się (tylko w połowie) załatwić ubezpieczenie. Nie ma to jak w ostatniej chwili uświadomić sobie, że jesteś na lodzie. Mam nadzieję, że już w przyszłym tygodniu dowiem się czy zostało mi przyznane to ubezpieczenie.

Julia daje mi ostatnio ostro popalić i miałam już dwa fałszywe alarmy dlatego lekarz kazał mi dużo odpoczywać (ostatnie tygodnie były dla mnie bardzo aktywne) i zakazał spacerów. Jeśli już spaceruję - długie przerwy. A szkoda, bo pogoda coraz ładniejsza, coraz cieplej, a ja tutaj mam odpoczywać ile się da byle nie urodzić przed 1 kwietnia. A od 1 kwietnia już pozwolił mi wznowić swoje spacerki i aktywny tryb dnia. Zobaczymy jak to wszystko będzie wyglądało.

Dziś tak krótko, bo oczy już mi się same zamykają, a Julia niemiłosiernie kopie aż łzy ciekną po policzkach. Jutro obiecuję, że przysiądę i napiszę wam więcej co się konkretnie u mnie działo gdy pisałam tak haotyczne i w głównej mierze tylko narzekałam na coś.

Pozdrawiam was kochane serdecznie.

wtorek, 11 marca 2014

45. Eh...

Nie piszę nic na blogu. Dlaczego? Bo nie mam ochoty, bo nie mam humoru, bo wszystko mnie dobija, bo mąż jest - ale tylko na papierze. Wiele problemów zwaliło mi się na głowie i weź to wszystko ogarnij, akórat teraz. Gdy ledwo chodzę, gdy kuje mnie w dole podbrzusza czy trzeba przygotować pokój dla małej, gdzie trzeba wszystko poprać i poprasować. I znajdź tu siły na cokolwiek.

poniedziałek, 3 marca 2014

44. List do taty na wesoło.

Kochany tatusiu!

Ja już duża jestem i mama też jest duża. Dziadek mówi, że jest gruba. A mama się odgryza i mówi, że brzuszek jej niedługo zniknie i będzie chudsza od dziadka, a dziadkowi zostanie. Muszę Ci się poskarżyć na dziadka - on nie chce oglądać ze mną teletubisi, bo mówi, że to pedały z torebkami. Mama się wtedy tylko śmieje. Dziadek również powiedział, że chce bym była już w domciu na wielkanoc dlatego teraz męczą mamsusię razem z babcią. Ale mama to silna babka i się im nie daje.

Bardzo lubię mamię liczyć żebra. To całkiem fajna zabawa. Mama ma również pęcherz wież? Tam też kopie. Będę ninją. 

Kocham Cię tatusiu.

Julia.

niedziela, 23 lutego 2014

43. Wspomnienia - jedyny raj z którego nie zostaniemy wygnani.

Wspomnienia... Teraz tylko one trzymają mnie przy myśli, że może będzie tak jak dawniej. Jak? Tak wyjątkowo. Ja będę tylko jego, on będzie tylko mój. Kiedy zmieniłam myślenie o nim? Kiedy stał się dla mnie przeszkodą, a nie oparciem? Sama nie wiem. Nie wiem też co się zmieniło - przecież jest jak zawsze. Może to ciąża mnie zmieniła? Nie wiem sama. Nie wiem już nic.

Pamiętam to jak dziś... dzień moich osiemnastych urodzin, luty. Nie były one wymarzone, byłam zawiedziona. Może głównie dlatego, że ON nie napisał życzeń. Nie napisał głupiego "Najlepszego Mała". Pomyślałam sobie wtedy, że znalazł sobie jakąś kolejną małolatę, którą obraca. Myślałam sobie wtedy i plułam w twarz, że byłam naiwna i dałam się podejść facetowi, który może mieć każdą. Ale nie byliśmy jeszcze ze sobą. Ukrywałam te uczucia do niego w głębi, ale on już wtedy wiedział... 
Kwiecień. Słoneczko świeciło, piękna pogoda. Ja akurat siedziałam w autobusie, a ktoś rozmawiał przez budkę telefoniczną. Ale nie mogłam odciągnąć wzroku od pleców tego mężczyzny, tak bardzo mi kogoś przypominały. Nagle się odwraca i macha, śle buziaki. Myślę sobie, kto to do cholery jest? I poznałam. To ON biegł za autobusem. Wysiadłam na pierwszym przystanku i podbiegłam do niego, a ON? Wziął mnie w ramiona, obkręcił się na chodniku ze mną i pocałował. Pożałowałam tamtych myśli z lutego. Było mi głupio, ale tamtego dnia, co mnie wziął w ramiona byłam najszęśliwszą osobą na świecie.
Dwa razy tylko tak się czułam. Dwa razy świat należał tylko do mnie. Tamtego dnia, gdy już prawie zapomniałam o nim, a on niespodziewanie biegnie za autobusem i rzucam się mu w ramiona i drugi raz gdy zapłakana i zaryczana mówię przysięgę małżeńską patrząc w jego oczy i widzę w nich tylko miłość.




















Gdzie się podziała ta najszęśliwsza kobieta na świecie? Czemu przestała uważać swoją miłość za wsparcie? Co się w niej zmieniło, że teraz jest dla niej tylko zbędny? KIM JA SIĘ STAŁAM? DLACZEGO ZAMKNĘŁAM SWOJE SERCE DLA NIEGO? Pomóżcie mi... 


piątek, 21 lutego 2014

42. W końcu postawiłam na swoje!

Miałam dość, ale tak na prawdę dość wszystkiego. Nie chciałam ruszać rzeczy męża by potem gdy wróci do Polski w kwietniu nie było niepotrzebnych awantur, ale od kilku dni moje myślenie się zmieniło. Ja się zmieniłam. Nie obchodzi mnie już to co on powie lecz to co teraz jest dla mnie ważne - Julcia! Moja kochana córeczka dała mi dziś wielkiego kopa (dosłownie i w przenośni), także matka wstała z łóżka, ubrała się w dresy i po raz kolejny zaczęła robić rewolucje w pokoju - tym razem dosłownie. Nie patrzałam, że to może się kiedyś przydać T. wrzuciłam wszystkie jego rzeczy do worka i wyniosłam do piwnicy. Nie będą zagracać mi pokoju w którym i tak nie ma już miejsca. Zadzwoniłam nawet do Szwagra czy nie przygarnie węża, zgodził się pod warunkiem, że przyjdę i pomogę mu zorganizować miejsce dla dziewczynki. Zgodziłam się bez problemu. Ale mąż miał inny pomysł - jutro po Spuke przychodzi jego kolega. Dla mnie to nawet na rękę, nie muszę organizować transportu by przewieźć wielkie terrarium. Ze ściany zniknęła katana, a niedługo pojawi się zdjęcie moje i rodziców. Jestem z siebie dumna! Że się nie dałam! A już po niedzieli łóżeczko przyjeżdża. Do kwietnia coraz bliżej... Trzymajcie za mnie kochane kciuki bym wytrwała w tej "twardości".


EDIT: Postanowiłam zmienić adres bloga, ponieważ coraz bliżej porodu, a adres brzmi jakby blog był tylko o mnie. A będzie też o Julci. Oraz będę zakładała dla niego stronę na facebooku. Co myślicie o tych zmianach?

czwartek, 20 lutego 2014

41. Koniec?

Podczas, gdy ignorujesz ją, ktoś inny poświęca jej uwagę. 
Podczas, gdy dajesz jej kolejny powód do zmartwień, ktoś inny ją słucha. 
Podczas, gdy ty jesteś zbyt zajęty dla niej, ktoś inny ma dla niej czas. 
Podczas, gdy ty doprowadzasz ją do płaczu, ktoś inny sprawia, że się uśmiecha.
 Podczas, gdy ty nie jesteś pewien czy jeszcze ją chcesz, ktoś inny jest już tego pewien. 
Nie myśl, że raz zdobyta będzie Twoja na zawsze.

środa, 19 lutego 2014

40. W związku z samotnością

Nie mam już siły udawać. Nie mam. Z czego ja mam się cieszyć, co? Z tego, że będą mamą? Ok, fajnie. Ale nawet nie potrafię zapewnić dziecku podstawowych warunków. Jest mi przykro bo nie mogę kupić jej tego czego chcę, tego czego sobie wymarzyłam. Miało być pięknie, cudownie. Przecież w końcu to najpiękniejszy stan kobiety, ale ja ten uśmiech wymuszam. Nie mam już siły. Ciężkie dni przede mną. I zero pomocy ze strony męża.

wtorek, 18 lutego 2014

39. ???

Sama nie wiem cze dalsze prowadzenie bloga ma sens.

czwartek, 13 lutego 2014

38. Niemcy? Jakie Niemcy? Zostaje Pani w Polsce.

Znów nie przesypiam całych nocy, nawet wyjście z psem po tatę wieczorem z psem na przestanek nic nie daje. A to wszystko przez to choróbsko, które się nas trzyma i nie chce opuścić. Dziś w nocy nie mogłam spać, budziłam się co godzinę z tak zatkanym nosem, że bardziej to chyba się nie da. W końcu o 5 nad ranem się poddałam i już w ogóle nie szłam spać - w dzień odsypiałam teraz.

Moja kruszynka wcale już nie jest kruszynką, b o na 31 tygodni to waży już dwa kilo. Coraz cięższy klocek z niej. Powiem wam szczerze, że wchodzenie po schodach już trochę mnie męczy, a zakładanie butów to dla mnie gimnastyka. Tata mój się tylko śmieje i mówi: "Oj wiem co kochanie czujesz. Ja też kiedyś ważyłem 75 kg". No, ale ja przecież jeszcze tyle nie ważę. Brakuje mi 10 kg. Chodź dla taty mojego to różnicy nie ma, bo mówi, że jeśli dalej będę jadła tak jak jem to i szybciej te 75 na wadze się pojawi.

No, ale po badaniu i usg lekarz zaczął przeglądać moje wyniki i spytał mnie czy mam jakieś pytania. No to się spytałam o ten wyjazd do tych Niemiec. Powiedziałam, że bardzo mi zależy na tym, by ojciec dziecka był od początku wmieszany w jego wychowanie i pomoc mi gdy tylko wyjdę ze szpitala, bo taki "dojeżdżający" ojciec to trochę nie za bardzo. No, a Pan Dr tylko na nas spojrzał, chwilę pomilczał i powiedział: Niemcy? Jakie Niemcy? Zostaje Pani w Polsce. Widzimy się za 3 tygodnie i ma tutaj Pani przepisany leki. Leki wypisał 4 różne w tym witaminę D, żelazo i dwie jakieś inne, które wykupie dopiero jutro. Z dzidzią jest wszystko w porządku to chyba ze mną coś nie tak. No, ale już wiem, że bardziej chyba będzie przypominała mojego T. niż mnie bo i nogi długie i duże uszy. Ah, jak dziś usłyszałam o tych uszach to nie mogłam się przestać śmiać. No nie ważne, wracając do tematu: za 3 tygodnie dowiemy się czy mogę do tych Niemiec jechać, bo ja to tak szybko się nie poddam.

Pozdrawiam was serdecznie.

PS - miały być foty ze spaceru, ale, że spaceru nie było to i zdjęć nie ma. Postaram wam się niedługo jakieś porobić to i powstawiam. Może kolejna sesja brzuszkowa? Jakieś pomysły?

poniedziałek, 10 lutego 2014

37. Choróbsko jest dość wredne.

Wróciłam już na normalne tory. Dzień to dzień, a noc to noc. Bym się tym cieszyła gdyby nie to, że gardło moje od dwóch dni odmawia współpracy, a co za tym idzie ledwo mówię i ono ciągle boli. Miałam nadzieję, że obejdzie się bez antybiotyków czy tam jakichś lekarstw, ale chyba raczej nic z tego nie wyjdzie. Gorączki nie mam i czuje się też dobrze, tylko to gardło. No nic, tata ma dziś wolne i obiecał mi, że zabierze mnie na spacer, bo ostatnio bardzo je polubiłam. A co to dla nas 4-5 km spacerkiem. Takie spacerki to ja lubię gdy nie muszę dostosowywać tępa do kogoś, a ktoś dostosowuje się do mnie. Wezmę aparat i porobię dla was jakieś zdjęcia, więc możliwe, że dziś po spacerku będzie kolejna notka :)

Na zdjęciu 25 tydzień. Dziś już mamy 31.


A wy? Jakie macie domowe sposoby na walkę z bolącym gardłem, które sprawia, że ledwo mówicie? Z chęcią z jakichś skorzystam, bo nie chcę łykać tabletek czy pić syropków.

czwartek, 30 stycznia 2014

36. Brak tytułu to też tytuł.

Nie pisałam ostatnio, ponieważ mam zamieniony tryb dnia. Noc to dla mnie dzień, a dzień to dla mnie noc. Nie wiem nawet jak to się stało. Na początku zasypiałam koło 3-4 bo mała nie dawała mi spać, a potem już jakoś sama się ta godzina przesunęła. A dziś... dziś myślałam, że o tej godzinie już będę spała, no bo w końcu w nocy się męczyłam, by na 12 iść do szkoły rodzenia na pierwsze spotkanie, a tu lipa. Wróciłam do domu koło 16, bo jeszcze zaszłam do taty na obiad i położyłam się do łóżka by spać. Nie dane mi to było, bo najpierw mąż zadzwonił, potem mama o coś się zapytała, a na końcu jeszcze tata dzwonił, że już wraca do domu, a że mama z pieskiem poszła no to ja odebrałam, bo mi dzwonek przeszkadzał. No i tak koło 21 zagrałam z rodzicami w kręgle i od tej pory sen mnie opuścił. Postanowiłam, że dziś też się trochę pomęczę by jakoś ten tryb dnia wrócił do normy - jak? Nie wiem, ale coś na pewno wymyślę.

A jak było w szkole rodzenia? Najpierw pani rozdała nam kartę obecności, kazała się wpisać i dała nam po dwóch małych reklamóweczkach drobiazgów. Niezmiernie się ucieszyłam bo zobaczyłam, że w reklamóweczce jest butelka do karmienia niemowląt, a butelki to ja jeszcze nie posiadam. Dokładniej powiem wam co było w reklamówkach jutro, bo teraz nie chcę hałasować po domu i szukać tego, bo nawet nie pamiętam gdzie to położyłam.
Potem przyszła do nas pani z Banku Komórek Macieżystych i opowiadała jaka to ważna sprawa te komórki. Ważną sprawą to owszem - są, bo przecież mogą uratować życie naszemu maleństwu jeśli coś złego się stanie, ale ile trzeba za to zapłacić to już jest większy problem. Dlatego słuchałam tego, bo słuchałam, ale tylko niektóre rzeczy sobie przyswoiłam.
Potem Pan Ginekolog opowiadał nam o badaniach w ciąży tych koniecznych i tych mniej koniecznych.

Ja już się z wami żegnam, bo pies drapie mi w drzwi i chce wejść, także pewnie ułoży się u mnie na poduszce dlatego włączę sobie jakiś seria.

Pozdrawiam was serdecznie kochani.

wtorek, 21 stycznia 2014

35. Czyżby czekała nas wycieczka do Niemiec?

Powiem wam szczerze, że tak jak czytam i oglądam w telewizji o tym co dzieje się w Polskich szpitalach, na porodówkach coraz częściej myślę nad wyjazdem do Niemczech i tam urodzeniu dziecka. Wiadome jest to, że tej decyzji nie mogę podjąć sama, postanowiłam na następnej wizycie skonsultować to ze swoim Prowadzącym. Mój T. już powiedział, że dowie się o kilku sprawach tam w Niemczech - ogólnie, jak to wszystko tam wygląda.

Jestem coraz bardziej przekonana i chyba na prawdę poważna sprawa odwiedzie mnie od tego pomysłu. Owszem są minusy takiego wyjazdu i ich -niestety- jest więcej niż plusów, ale wiem, że i z tymi minusami damy sobie z mężem radę.

Rozmawiałam ze swoją mamą, której powiedziałam, że coraz poważniej zastanawiam się nad wyjazdem. Trochę przykro się jej zrobiło, bo przywykła już do myśli, że jednak będę cały czas tutaj i dopiero na wakacje, albo nawet i po wyjadę z Julką, ale powiedziała, że rozumie moją decyzję i od początku mówiła bym tam rodziła.

Sprawa ubezpieczenia Niemieckiego jest w 90% załatwiona - podlegam pod swojego męża. Trochę z lekarzami będę miała problem, ponieważ nie znam języka, ale myślę, że miła koleżanka dotrzyma mi towarzystwa i będzie chciała robić za tłumacza. Chodź powiem wam szczerze, że jednak będę starała się u siebie w mieście znaleźć jakiegoś Polskiego.

Jeśli już dojdzie do tego, że będę jechała to pod koniec lutego (termin mam na kwiecień) dlatego zostaje kwestia jak przewieść te rzeczy, który zostały już tutaj zakupione w Polsce, ale myślę, że i tutaj damy jakoś radę i mój T. coś wymyśli.

A wy co o tym kochane sądzicie? Jechać do tych Niemców rodzić, czy jednak zostać w PL?
Pozdrawiam was serdecznie oraz zapraszam do komentowania jak i obserwowania mojego bloga.



sobota, 18 stycznia 2014

34. Wracamy pomału na właściwe tory.

Zły humor spowodowany wyjazdem męża powoli zaczął mijać. Trwało to tydzień, co jak na mnie jest bardzo długim okresem narzekania, marudzenia i złego humoru. Ale dziś wstałam z łóżka już o 10 rano, a nie jak przez ostatni tydzień o 14 i od tej pory jestem na nogach. Mimo, że miałam ochotę wszystko zostawić i dalej iść spać postanowiłam się nie poddawać i znaleźć sobie jakieś zajęcie. Takim oto sposobem postanowiłam rzeczy psa wynieść z pokoju by wiedział, że nie może już wchodzić, bo staram się go oduczyć przesiadywania w pokoju gdzie za 3 miesiące pojawi się dzidzia. Palić - palę, ale już nie w pokoju, ale wychodzę do kuchni i co jest dla mnie największą dumą postanowiłam sobie zrobić swój własny kąt, który nie będzie przy łóżku, a standardowo - przy biurku. Więc teraz zamiast leżeć, to sobie siedzę przy biurku. Tylko jeszcze jakąś lampkę muszę skombinować do laptopa, by w nocy nie palić dużego światła. Także dzisiaj mam dzień porządków, który w sumie już się skończył. Jutro zajmuję się stosami ciuchów, które zalegają we wszystkich szafkach i szafeczkach w pokoju, bo trzeba zacząć w końcu układać ciuszki dla Juli, których jakimś cudem jest coraz więcej. A w święta zapomniałam wstawić jedno zdjęcie - prezent, który Julia dostała od "Mikołaja". Jak znajdę to zdjęcie to obiecuję, że zostanie wstawione na bloga.

Mam pytanie do was. Mam kilka płyt DVD, których w sumie nie oglądam. I tak sobie pomyślałam, że może, któraś z was je będzie chciała i zrobię z nimi minirozdawajkę? Byście chcieli? Nie są to jakieś najnowsze filmy, są one starsze, ale nie aż tak :)

Pozdrawiam was serdecznie.


poniedziałek, 13 stycznia 2014

33. Ciążowy humor

 Tak siedziałam i myślałam, co będzie dalej. Za co mam się wziąć teraz i co ze sobą zrobić. Gdyby nie koleżanka, nie wynurzyła bym dziś nosa z domu - jakoś dobry humor opuścił mnie na dobre. Sama nie wiem czemu tak się dzieje. Jutro jeśli będę lepiej się czuła psychicznie pójdę sobie na spacer z aparatem w ręku, może świeże powietrze dobrze mi zrobi.

13 lutego mam wizytę u Gina, wtedy się go zapytam co myśli o wyjeździe do Niemiec i porodzie tam. Może jak poznam jego punkt widzenia podejmę jakąś decyzję, a może nie będę musiała, bo do tego czasu wszystko mi się odwidzi?

Mam taki mętlik w głowie po tych świętach i sylwestrze, że nie wiem co mam robić. Pierwszy raz jestem i czuję się taka bezsilna.

Może wy dziewczynki macie jakieś sposoby na poprawę ciążowych humorków? Jak tak to jakie? Bo ja już nie mam pomysłów.

niedziela, 12 stycznia 2014

32. Znów samotna lecz nie sama... a może sama lecz nie samotna?

Znów samotna lecz nie sama... a może sama lecz nie samotna? Sama nie wiem jak się dziś czuje. Coraz częściej zastanawiam się nad wyjechaniem do Niemiec, do męża, do mojej małej rodzinki. Zastanawiam się czyby nie rodzić tam. Te parę tygodni z nim w Polsce było burzliwych, ale były też miłe chwile i te lepiej wspominam. Nie pamiętam już tego złego. Chcę po prostu by był ciągle obok, ale się boję... Boję się, że jeśli będę tam, coś się stanie i on będzie za daleko by przyjechać wcześniej z pracy. Nie znam języka, nie nauczę się go - mam blokadę i to już od podstawówki (tutaj pozdrowienia dla tamtej nauczycielki).

Pogubiłam się. Z jednej strony tutaj mam wszystko na miejscu, lekarza, rodziców, teścia i szwagierkę oraz znajomych, którzy wiem, że mi pomogą. Zawsze ktoś jest obok. A tam? Mąż całymi dniami w pracy, wywiozą go gdzieś w góry to będzie problem z dojechaniem gdyby a nóż coś się działo ze mną czy z dzidzią.

Ale źle się dziś czuję bez niego. Wczoraj wyjechał może to dla tego. Może to uczucie pustki, które jest zniknie? I znów zajmę się swoim trybem dnia i swoimi sprawami, ale dziś nie potrafię się zebrać w sobie. Nie potrafię wyjść z pod kołdry i poskładać ciuchów, zamieść w pokoju, sprzątnąć z dywanika kłaki psa.

Może jednak czas zacząć się pakować, zadzwonić do męża i powiedzieć by zorganizował samochód i tam wrócić i już zostać? Przyjeżdżać dwa razy do roku na święta.

Sama nie wiem, płakać mi się chce. Julia też dziś spokojna. Jakby czuła, że mama potrzebuje spokoju, bo tatuś o 5 rano wyjeżdżał do pracy. Całą noc brzuch mnie bolał, nie mogłam zasnąć, mąż zanim pojechał leżał obok, głaskał po plecach i co chwile zadawał pytania czy coś przynieść, czegoś nie zrobić by tylko ulżyć mi w bólu, ale co z tego, że teraz go nie ma? To tak chujowo żyć na odległość...

piątek, 10 stycznia 2014

31. Rozdanie urodzinowe u: Mama na pełny etat.


 - Etui na książeczkę zdrowia dziecka, oraz liczne poradniki
- Naklejka na auto
- Skarpetki Soxo z kotkami (0-24 mies)
- próbki Ziajki
- Próbka kremu na brodawki Maltan
- próbka pieluszki Dada (1)
- czapeczka Oilatum (bardzo dobra jakościowo)
- bielizna jednorazowa rozmiar L (uniwersalna)
- kołysanki dla dzieci
- dwa kremy przeciwko odparzeniom Nivea 
(próbki które starczają na bardzo długo, świetne w podróży)
- Próbka preparatu przeciw kolkom Bobotic
- Dermatologiczna baza z tlenkiem cynku Nivea
- Dezodorant Nivea Sensitive dla mamy
- Nie wykluczone, że do zestawu dorzucę prezent niespodziankę ;-)

Także jeśli ktoś chce wziąć udział w rozdaniu u Paulinki serdecznie zapraszam. Rozdanie trwa od dziś do 10 lutego :)

wtorek, 7 stycznia 2014

30. Jestem już zmęczona

Coraz mniej chęci mam na wszystko, a jeszcze tyle jest rzeczy do zrobienia i załatwienia. Nie wiem jak ja dam radę. Niby to dopiero 26 tydzień i to najgorsze przede mną, ale pomału opadam z sił. Codzienne wchodzenie z zakupami po schodach strasznie mnie męczy. Widocznie czas zacząć robić sobie częstrze spacerki.

9 stycznia wizyta u Prowadzącego. Może teraz się w końcu dowiem czy ten pitolek w końcu jest czy go jednak nie ma. Czy będzie Julia czy Julian. Chciała bym chłopca, mąż też by chciał oraz obaj dziadkowie by chcieli, ale nie ważne co będzie. Ważne by było zdrowie.

Dziś również zapisałam się do szkoły rodzenia. Spotkanie mamy 29 stycznia. A może, któraś z mam też uczęszczała do szkoły rodzenia? Jak wrażenia?

piątek, 3 stycznia 2014

29. Ponarzekajmy: w okół roi się od znawców i ekspertów.

Odkąd zaszłam w ciążę i noszę maleństwo w brzuchu nagle w okół mnie zrobiło się grono ekspertów na temat ciąży i tego co i jak powinnam. Jestem im bardzo wdzięczna za rady, ale połowa z nich wlatuje mi jednym uchem, a wylatuje drugim. Ja rozumiem, że wiele osób z najbliższego otoczenia chce pomóc, doradzić i czasem te osoby bardziej przeżywają stan jakim jest ciąża niż sama zainteresowana (czyt. przyszła mama). Tylko czemu takie osoby nie pomyślą zanim coś powiedzą? Bo ja, szczerze mówiąc, jakbym miała słuchać tych mądralinskich, których widuję na co dzień to najlepiej nie wychodziła bym z łóżka i leżała na wznak. A to przecież nie o to chodzi. Przedstawię wam kilka przykładów:

McDonalds, KFC, Pizze i inne fast food'y:
W ciąży najważniejsze jest zdrowe odżywianie się by dostarczać maleństwu wszystkich potrzebnych składników, witamin i minerałów.  Wiele osób w kręgu, w którym się obracam mówi mi, że pod żadnym pozorem nie powinnam jeść żadnych fast foodów, ponieważ może mi to zaszkodzić. A słodycze? O nich też mam zapomnieć i najlepiej bym zmieniła swoją dietę o 360 stopni i zaczęła się odżywiać ZDROWO. Zazwyczaj tylko kiwnę głową, coś od mruknę i temat się ucina. Ale zazwyczaj jak wrócę do domu to myślę sobie: hola, hola! ale dlaczego? Nie mam cukrzycy ani innych dolegliwości czy chorób. Mdłości i wymiotów też nie mam tylko zgaga czasem mnie męczy, więc dlaczego ja mam rezygnować z tego co lubię? Nie jem przecież tego codziennie tylko raz na jakiś czas. I skoro mam chęć by zjeść Hamburgera to dlaczego ktoś wtyka mi w ręce granata, którego nie lubię? Dlaczego ja mam się torturować jedzeniem, którego nie lubię. Często słyszę: póki nie spróbujesz to się nie dowiesz. Ale nie stoi obok mnie pan policjant i nie pilnuje 24 godziny na dobę. Skoro ja wiem, że coś mi nie smakuje i tego nie lubię to po co mam się torturować?

Nie pal!
Słyszę to codziennie nawet po kilkadziesiąt razy. Wiem sama, że to jest złe i nie jestem z tego dumna, że palę. Podczas jednej z wizyt zapytałam się lekarza ginekologa, który prowadzi moją ciążę co mam zrobić by rzucić palenie. Odpowiedział, że skoro nie rzuciłam mimo wielu prób i stresów to nie rzucę już i mam czekać aż ciąża sama zacznie odrzucać. Tylko żadna z osób, które nawet wyrywają mi papierosa z ręki nie przyjmują tego do wiadomości. To jest chore! Jakie oni mają prawo aż tak ingerować w to co robię?

Nie graj w xboksa.
Odkąd tata kupił nam parę lat temu xboksa często rodzinką sobie gramy, a to w kręgle, a to w golfa. Sport to zdrowie, a i ja przy tym za bardzo się nie męczę czy nie nadwyrężam, bo przecież stoję w miejscy, nie robię jakichś drastycznych ruchów, a i nawet nie skaczę. Ta gra z mamą i tatą to dla mnie chwila relaksu i odizolowania się od problemów więc dlaczego ja mam sobie tego odmawiać? Wiem, że są czasem przeciwwskazania nawet jeśli chodzi o taką aktywność, ale to naprawdę rzadko. Najczęściej gdy: ciąża jest zagrożona, ciąża mnoga, jeśli już doszło do wcześniejszych poronień itp. itd. Ale skoro moja ciąża przebiega bez żadnych komplikacji to dlaczego ja mam sobie tego odmawiać?

Mogła bym tak wymieniać i wymieniać, ale to nie o to chodzi. Ja jestem ciekawa czy w okół was też znajdą się tacy "eksperci", którzy wiedzą lepiej niż wy co jest dla was dobre i w czym wy się lepiej czujecie. Bo u mnie znalazło się tych osób sporo, a większość z nich nigdy nie była w ciąży. I jak wy radzicie sobie z takimi niechcianymi radami? Bo po pewnym czasie zaczyna to denerwować.

Troszkę się rozpisałam, nie wiem czy komukolwiek będzie chciało się to czytać. Dlatego pozdrawiam was serdecznie i zapraszam do komentowania jak i obserwowania mojego bloga, a ja już się z wami żegnam. Zdjęcia poniżej są z dzisiejszej sesji zdjęciowej.











czwartek, 2 stycznia 2014

28. Miał być spacer.

Moje plany na dzisiejszy dzień uległy diametralnej zmianie, a to wszystko przez małą piłkarkę, która rośnie sobie w brzuszku, okopuje mamę i w dodatku ma z tego radochę. Zaczynam się już pomału męczyć tylko szkoda, że nie mam żadnego sposobu by zmęczyć Julkę by noc przesypiała. Kurdę, młoda się jeszcze nie urodziła, a już mi w nocy daje popalić. A co będzie jak się urodzi?

Ogólnie nie spałam do 4 w nocy. Ciągłe kopniaki i to już dość mocne nie pozwalały mi na to. A jak już zasnęłam to o 9 mąż dostał telefon i zaczął kręcić się po pokoju. Jak już wyszedł z domu i myślałam, że w końcu uda mi się pospać to rozbudziłam się na dobre i nie wiedziałam co z sobą zrobić więc wzięłam się za sprzątanie.

Miałam iść na spacer, miałam porobić zdjęcia krajobrazów i innych rzeczy, miałam iść do empiku po jakąś nową książkę, a jedyne co z tego zrobiłam to poszłam wyrzucić śmieci. Haha. Chociaż mój mąż o mnie pomyślał i przyniósł mi promocyjne kupony do Maka. Tylko co z tego skoro wybieram się tam od 2 dni i wybrać się nie mogę?

To ja z moją kochaną Spuką. Zachciało się jej tulasków.

To już mój 25 tydzień i 3 dzień ciąży. Do wyznaczonego terminu zostało 102 dni, a ja wam tak na dobrą sprawę żadnych ważnych informacji nie napisałam, ani nie przedstawiłam i tak ciągle piszę o sobie. A przecież to miał być blog i o mnie i o ciąży i już później o wychowaniu takiego szkraba. Sama nie wiem czemu skupiłam się na sobie i na dniach jak mi mijają. Tak myślę by czas to zmienić, zawsze to jakaś odskocznia od mojego nudnego i często nieciekawego życia. Zaczniemy od jutrzejszej notki, bo nie wiem o czym napisać. 

A teraz was serdecznie pozdrawiam w tym nowym roku.
Zapraszam również do komentowania i obserwowania bloga.

środa, 1 stycznia 2014

27. Pierwszy dzień nowego roku.

Pierwszy dzień nowego roku, a my cały dzień spędziliśmy w łóżku. Znaczy się tylko ja, bo mój mąż najpierw poszedł na ryby lecz niestety nic nie przyniósł, a potem poszedł naprawiać samochód. I tak od 15 siedzi ze mną w domu i gramy sobie na internecie w GameTwist. Później wieczorkiem może zaczniemy rozwiązywać quizy na facebooku i będziemy zgadywali sławy. Lubię z nim tam spędzać czas, bo wtedy wiem, że leżymy sobie i niczym się nie przejmujemy.

Julia daje mi dziś cały dzień popalić, zero odpoczynku i tylko kopie i kopie. Ta to ma energię. Może później przejdziemy się do McDonalda, bo polubiłam tam jadać, chodź wcześniej za tym nie przepadałam. Wiem, że to niezdrowe żarcie, ale chyba Juli smakuje, ponieważ czasem i o 23 nachodzi mnie ochota na Hamburgera i wtedy nie ma zmiłuj, trzeba wstać i iść. Dobrze, że u nas jest otwarty całodobowo.

Jutro planuję zrobić sobie spacer nad spacerami z aparatem w ręku i porobić jakieś zdjęcie. Chodź nie wiem co z tego wyjdzie. No i najważniejsze! Nie mam już co czytać. Trzeba wybrać się do empiku.

Pozdrawiam was serdecznie.

Popularne posty