sprawca ataku maskotek - Tomek. |
Mój mąż to jednak ma do mnie cierpliwość. A czemu? No, bo
nie dość, że przez ciąże zamieniłam się w wieczorowego płaczka operowego to
oczywiście mam swoje fochy i humorki. Jaki z tego wniosek? Stałam się
wredniejszą i bardziej złośliwą wersją siebie, która jak przychodzi pora
spania, bo mąż rano do pracy to potrafi godzinami ryczeć, bo coś tam mi nie
wyszło, albo coś tam sobie pomyślałam.
Nastał w końcu przeze mnie ten upragniony dzień, czyli byłam
spokojna, nie złościłam się na nikogo i na nic i chyba Tomek postanowił jakoś
to wykorzystać i wyciągnął mnie na spacer. Spacer, spacerem, ale w końcu
MASKOTASY ZACZĘŁY ATAKOWAĆ. Zapytacie pewnie,
o co chodzi? A no już tłumaczę wam kochani: poszliśmy do wesołego miasteczka.
Czemu akurat tam? Chyba, dlatego, że i moja mamusia i mój mąż widzą jeszcze we
mnie duże dziecko, które tylko lata od jednej witryny sklepowej do drugiej i
chce tylko popatrzeć by nacieszyć oko. A jak coś świeci i wydaje muzyczkę to
jestem w siódmym niebie. No i poszliśmy do królestwa budek z watą cukrową,
świecących się karuzel i innych kolorowych budek. I tak między tymi wszystkimi budkami stały
maszyny z maskotkami. W domu naliczyłam tych maskotek 14.
Pod spodem w rozwinięciu posta znajdziecie więcej zdjęć. Także, jeśli chcecie oglądajcie dalej, jeśli nie to zapraszam do komentowania i życzę miłej nocy J.
super te maskotki ;D
OdpowiedzUsuńA ile było emocji i walki przy ich wyciąganiu ;)
UsuńŁadnie żeś tego nawyciągała. :D
OdpowiedzUsuńTo mąż wyciągał :)
UsuńŁeeee, mi się nigdy nie udało wyciągnąć maskotki :( No nic, może jak Mały podrośnie i wybierzemy się do wesołego miasteczka to nadrobię zaległości ;)
OdpowiedzUsuńżyczę powodzenia. my za pierwszym razem nic nie wyciągnęliśmy. metoda prób i błędów i oceniania, która zabawka nada się do wyciągnięcia.
Usuń